Uważajcie, rozglądajcie się, patrzcie pod nogi. Niebezpiecznie jest na ulicach, niebezpiecznie na torach. Samoloty też spadają, ale ponoć najmniej bezpiecznie jest w domu, gdzie umiera najwięcej ludzi. Mimo to przemieszczamy się, jak kto umie, jak kto może. A wypadki zdarzały się od zawsze…
Dnia 18-go listopada o godzinie 9 m.47 podróżni pociągu osobowego Nr.1420, dążącego z Włodzimierza do Zamościa, nie wiedzieli, że tuż przed stacją w pobliżu semafora pociąg zniszczył życie ludzkie. W tem miejscu tor kolejowy biegnie przez miasto ku rzece, a właśnie stamtąd powracała wówczas biedna kobieta Marjanna Uchaczowa, lat 44, dozorczyni domu p. Gibulskiej przy ul. 3-go Maja w Zamościu (gdzie sklep kolonjalny p. Piotra Siwiłły). Uchaczowa niosła duży toboł wypranej w rzece bielizny i szła środkiem toru (zresztą wielu ludzi tutaj w ten sposób chodzi). Będąc trochę głuchą, kobieta nie słyszała nawoływań ludzi, którzy spostrzegli ją na torze i nadjeżdżający pociąg, chciała prawdopodobnie usunąć się z toru, lecz grunt przy torze jest śliski i nierówny, więc biedaczka upadła tak nieszczęśliwie, iż pociąg przejechał po niej, przecinając ją w pół i miażdżąc ciało. Po zmarłej tak tragicznie Marjannie Uchaczowej pozostała córka, dziewczę lat około 16, którem zapewne zaopiekują się bliscy krewni, ludzie zamożni. Uchaczowa od lat kilkunastu była dozorczynią, domu po śmierci męża, który był dozorcą tego domu i utrzymywała się z prania bielizny – informowało „Słowo Zamojskie” z listopada 1930 roku.
Z kolei „Kronika Powiatu Zamojskiego” R. 1. No. 21 i 22. z 20 listopada 1918 roku informowała, że w sobotę 9 b.m. na stacji Zamość z powodu nie przełożenia zwrotnicy najechał pociąg towarowy pełen jeńców z boku na osobowy, stojący na bocznicy. Zdruzgotane zostały cztery wagony towarowe. Ofiar, prócz paru rannych, nie było, gdyż pociąg szedł bardzo powoli. Na miejsce wypadku udał się oddział wojska polskiego.