W 1919 roku 5 marca zmarł w Zamościu Józef Ćwiękała. Urodzony w Żywcu 11 sierpnia 1896 roku. Z zawodu był zecerem, ale był też żołnierzem Legionów Polskich, oficerem Wojska Polskiego w II Rzeczypospolitej, Kawalerem Orderu Virtuti Militari.
Czy ze względu na młody wiek, czy przez szacunek dla bohatera, nie wiadomo dlaczego, blisko trzy miesiące po swojej śmierci w szpitalu wojskowym w Zamościu, wspomniany został ów młody żołnierz w zamojskiej gazecie. „Nowiny Zamojskie” z 25 maja 1919 roku. Ś. P. Józef Ćwiękała (Sławek). W szpitalu wojskowym w Zamościu zmarł d. 5 Marca r. b. ś. p. Józef Ćwiękała chorąży wojsk polskich i pochowany został na cmentarzu wojskowym polskim w mogile Nr 19. Oto co pisze o Nim „Dziennik Cieszyński”: „O jedno nazwisko zubożało grono młodzieży naszej, tak dla przyszłości Śląska potrzebnej; o jedno nazwisko wzrosła liczba tych, co o tę przyszłość walczyli i padli w ciężkich trudach wojny. A ubyła jednostka naprawdę wartościowa i sympatyczna, jedna z tych co na pierwszy rzut oka chwytają za serce. Znali go wszyscy, którzy interesowali się wojskowym ruchem polskim na Śląsku. Zapalony sokół gniazda cieszyńskiego, jeden z pierwszych członków drużyny sokolej na Śląsku, ceniony dla zalet charakteru, lubiany powszechnie za swój złoty humor i niefrasobliwość, z ustawiczną piosenką na ustach. Kiedy tworzył się oddział śląski legionowy dodano „Sławka” miano. I poszedł z żelazną brygadą Hallera, przebył całą kampanję karpacką, besarabską, wreszcie wołyńską. Kilkakrotnie ranny zawsze się wylizał, a pierś zdobiły coraz nowe medale. Pojmany w niewolę rosyjską [pod Kostiuchnówką] ucieka szczęśliwie po kilku miesiącach i służy dalej już jako sierżant. Znane wypadki skłaniają go do przejścia w szeregi armii austryjackiej, w której bierze udział w ciężkich walkach na froncie włoskim. Ciężko zatruty gazami wraca do szpitala z nowymi odznaczeniami. Po ostatnim pogromie armii austryjackiej wraca natychmiast w szeregi wojska polskiego już jako chorąży i służy dalej. Bitwa pod Inowrocławiem, potem – ofenzywa w grupie Rydza-Śmigłego na Wołyniu. – Tam został. Nie wraża kula, ani hajdamacki bagnet, ale grasująca epidemja tyfusu przerwała życie młodego latami, ale starego trudami żołnierzyka polskiego. Nie twardy mus i konieczność ale szczery zapał i ochota, porwały kilkunastoletniego chłopca w wir wojny; nie karjera ani obrachowanie, ale idea kazała mu wytrwać i służyć do końca. Za tę szczerą i dobrą wolę, za to polskie junactwo, za ofiarne znoje, Cześć jego pamięci.
Wspomnijmy czasem o żołnierzu.