Maciej Rataj, zanim został posłem, a potem marszałkiem sejmu, uczył w Zamościu łaciny. Chociaż stawiał mnóstwo ocen niedostatecznych, uczniowie lubili go i szanowali za wiedzę i sprawiedliwość.
Rataj był już wówczas doświadczonym i uznanym pedagogiem. Wykształcenie filologa klasycznego zdobył na Uniwersytecie Lwowskim im. Cesarza Franciszka. Nie napisał jednak doktoratu. Najprawdopodobniej z powodu biedy. Pochodził z chłopskiej rodziny i z rodzinnego domu nie mógł dostać nic oprócz życzliwego słowa. Podjął jednak dobrze płatną i szanowaną pracę zastępcy nauczyciela w VI Gimnazjum im. Stanisława Staszica we Lwowie. Z powodu przewlekłego podrażnienia ślepej kiszki, w roku szkolnym 1912/1913, musiał skorzystać z rocznego urlopu zdrowotnego. W 1913 został szanowanym i bardzo skutecznym korepetytorem synów księcia Witolda Czartoryskiego, Stanisława i Adama, w majątku w Pełkiniach pod Jarosławem. Do pracy w lwowskim gimnazjum powrócił po czteroletnim pobycie u Czartoryskich. Podreperował tam swoje zdrowie i budżet. I znów stanął przed decyzją zmiany pracy, która okazała się być przełomowa w jego życiu.
Do Zamościa Rataj trafił w 1918 r. w wyniku uzupełniania kadr nauczycielskich w szkolnictwie na ziemiach należących wcześniej do zaboru rosyjskiego. Ministerstwo Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego rozpisało w tym celu specjalny konkurs, zwrócono się wtedy do Rataja, proponując przeniesienie do Zamościa i objęcie stanowiska nauczyciela. Ten nie od razu się zgodził. Uprzejmie, ale stanowczo informował Ministerstwo o swoich oczekiwaniach. Chodziło mu o uzyskanie gwarancji kontraktu na cały rok szkolny 1918/1919, a po roku bezterminowego etatu. Prosił ponadto o minimalną płacę w wysokości 700 koron i zwrot faktycznych kosztów przenosin ze Lwowa do Zamościa. Przystano na jego prośby. Przyjazd do Zamościa był dla niego również korzystny ze względu na możliwość szybszego awansu zawodowego, o którym bez tytułu doktora nie mógł marzyć we Lwowie. Decyzję o przenosinach przypieczętował apel Tadeusza Łopuszańskiego, szefa sekcji szkolnictwa średniego w Warszawie, skierowany do patriotyzmu nauczyciela, który mając pewne doświadczenie w pracy społeczno-oświatowej może się bardzo przydać na wskazanych terenach.
14 września 1918 r.Ministerstwo Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego powiadomiło dyrekcję Królewsko-Polskiego Gimnazjum Męskiego w Zamościu o mianowaniu Macieja Rataja. Wiadomość ta wywołała w szkole poruszenie i przestrach uczniów. Historyk i geograf profesor Michał Pieszko wpadł do trzeciej klasy gimnazjum i krzyknął: „Chłopcy, Maciej Rataj przyjeżdża, wielki, czarny, okropny, postrach Galicji”. Rataj do Zamościa przybył około 20 września. W gimnazjum męskim powierzono mu wychowawstwo V klasy oraz prowadzenie lekcji języka łacińskiego w klasach II-V, po cztery godziny tygodniowo. Z uwagi na niezgłoszenie się do pracy dodatkowego nauczyciela języka polskiego, musiał objąć nauczanie tego przedmiotu w klasie drugiej. Zarabiał niewiele, a nie wolno mu było przyjmować zajęć zarobkowych poza szkołą państwową. Z uwagi na niskie płace nauczycieli, Ministerstwo udzielało im zgody na nauczanie w szkołach prywatnych. Po uzyskaniu takowej zgody Rataj rozpoczął nauczanie łaciny w wymiarze ośmiu godzin tygodniowo w Prywatnym Gimnazjum Realnym Żeńskim.
Rataj zupełnie zaskoczył uczniów. Jednym z nich był wówczas Władysław Węgrzyn, późniejszy absolwent Uniwersytetu Jagiellońskiego w Krakowie, polonista i historyk, który wspominał, że z uprzednim profesorem przez lekcję przerabiali nawet i pół strony, z Ratajem jedno, dwa zdania, ale dogłębnie, tak aby każdy uczeń je zapamiętał. Następnego dnia wszystkich odpytywał. Biegał po klasie, rzucał słowo po łacinie i kazał je tłumaczyć lub odmieniać.
Sam nauczyciel był wręcz zrozpaczony poziomem wiedzy, jaki reprezentowali uczniowie. Zapisał: „Pamiętam moją wprost rozpacz, gdy na pierwszej lekcji łaciny w klasie V, była to podówczas najwyższa klasa w rozwijającym się gimnazjum, stwierdziłem, iż uczniowie, nie tylko nie czytali żadnego z autorów łacińskich (Nepos, Cezar) ani o nich nie słyszeli, ale co gorsza, nie bardzo też słyszeli o tajnikach deklinacji i koniugacji łacińskiej”. Potem uspokajano go, że i w innych gimnazjach na terenie byłego Królestwa poziom języka łacińskiego jest niski, a uczniowie nawet VII klasy korzystają z podręczników do tego przedmiotu przeznaczonych w Galicji dla klas I i II.
Rataj od razu przystąpił do wyrównywania braków wśród uczniów. Robił to bardzo intensywnie. Stawiał najwięcej ocen niedostatecznych ze wszystkich nauczycieli. Tę jego surowość, ale i skuteczność jeszcze w Pełkiniach, wspominał syn ks. Witolda Czartoryskiego – Adam: „Np. słówek łacińskich miałem zadanych codziennie około 20. Codziennie mnie p. Rataj przepytywał. Gdy nie odpowiedziałem na 3 słówka, przerywał dalsze pytanie, oświadczając, żebym nie jadł deseru (leguminy) na obiad. Wstyd, upokorzenie i kara dla łakomczucha, jakim byłem. To chyba zdarzyło się nie więcej jak 2 razy […] Po końcu roku pojechałem do Jarosławia na egzamin i rzeczywiście ze wszystkich przedmiotów otrzymałem stopień bardzo dobry”. A Władysław Węgrzyn podsumowywał „Ale … gdyby Rataj uczył mnie przez cały czas, to ja umiałbym łacinę”.
Rataj był głęboko przekonany o potrzebie nauczania języka łacińskiego. Był niezadowolony z niskiego poziomu i ilości godzin przeznaczonych na jego nauczanie. Dlatego na pierwszej Radzie Pedagogicznej złożył stosowny referat w tej sprawie, który wraz z protokołem posiedzenia dotarł do Ministerstwa w Warszawie. Pomimo wysokich wymagań nie zraził do siebie swoich podopiecznych, a ci szanowali jego wiedzę i sprawiedliwość. Starał się też wychowawczo oddziaływać na młodzież i znacznie wyżej cenił jej zachowanie niż pilność.
W Zamościu musiał z konieczności wieść życie „kawalera”, choć nim nie był. Przyjechał tu sam, żonę i córkę pozostawił we Lwowie, „chcąc najpierw znaleźć mieszkanie i wyrobić stosunki”. Miasto Zamość widział tak: „Mała mieścina (rynek śliczny, lecz w owym czasie zaniedbany i zażydzony gruntownie) stała się pod okupację ważnym punktem wojskowym z najrozmaitszymi bogato rozbudowanymi komendami, powstały i rozrosły się instytucje i urzędy cywilne, napływali uchodźcy z Rosji Sowieckiej tak, iż o znalezieniu mieszkania względnie przyzwoitego dla rodziny mowy nie było na razie”.
Zamieszkał sam w kamieniczce przy ulicy Grodzkiej 13, prawdopodobnie na pierwszym piętrze.
Pisał „Już choćby z nudów życia kawalerskiego zacząłem się rozglądać za pracą społeczno-polityczną”. Z ogarniętego patriotyczną atmosferą miasta, szykującego się do „zamachu stanu” czyli rozbrojenia garnizonu, wyrwała go depesza z ostatniego lub przedostatniego dnia października, w której chora żona donosiła o zapadnięciu na dyfterię (błonica) 4-letniej córki i wzywała męża do przyjazdu. Pełen obaw we Lwowie był już późnym wieczorem trzydziestego pierwszego października. Na szczęście stan zdrowotny rodziny zaczął się poprawiać. W Zamościu miał być z powrotem 3 listopada. Tak się jednak nie stało. Powrót uniemożliwiło mu zajęcie Lwowa przez ukraińskie wojska w dniu 1 listopada 1918 r. Do Zamościa Rataj powrócił dopiero 10 grudnia, mając za sobą próbę wstąpienia do wojska polskiego. Tę sprawę rozstrzygnęło jednak Ministerstwo, nakazując Ratajowi natychmiastowy powrót do nauczycielskich obowiązków. Więc wracał z ciężkim sercem, bo w ostrzeliwanym Lwowie pozostawił rodzinę.
W Zamościu był bardzo aktywny. Pracował w szkolnictwie, jednocześnie prowadził intensywną działalność polityczną, niepodległościową i społeczną. Zaangażował się w kampanię wyborczą do Sejmu Ustawodawczego i kandydował na posła z listy PSL „Wyzwolenie”. Wybory odbyły się w dniu 26 stycznia 1919 r. Wynik listy zadziwił Rataja i jego towarzyszy. Zdobyli 7 mandatów. Piątego lutego 1919 dostał list uwierzytelniający wybór jego osoby na posła i opuścił Zamość, jak później zapisał „żegnany serdecznie przez kolegów nauczycieli, uczniów i uczennice, z którymi żyłem się serdecznie, mimo krótkiego pobytu w Zamościu i dużych wymagań, jakie im stawiałem …”. Wyniki wyborów podała wkrótce też zamojska prasa.
Rataj już nigdy nie wrócił do szkolnictwa. Piastował bardzo ważne godności państwowe. O szacunku i sympatii, jakie po sobie pozostawił, świadczy fakt, że kiedy został Ministrem Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego, a następnie Marszałkiem Sejmu Rzeczpospolitej Polskiej „Byli uczniowie Gimnazjum Zamojskiego, studiujący w Warszawie, odwiedzali go bardzo często, przyjmował ich gościnnie, radził, pouczał, załatwiał niezamożnym różnego rodzaju posady, korepetycje, szczególnie był wrażliwy na biedę synów chłopskich i robotniczych”. Zapewne doskonale rozumiał ich położenie materialne i pociąg do nauki. W wywiadzie pt. „O własnych siłach” udzielonym miesięcznikowi „Naokoło świata” w styczniu 1927 r. wspominał skromny dom rodzinny we wsi Chłopy (powiat Rudki, ówczesne województwo lwowskie) i pierwszy kontakt z książką: „Ojciec mój uchodził za chłopa zamożnego, a był panem na 4 morgach, a więc nędzarzem. Dziś blisko 80-letni staruszek umiał za dni swego dzieciństwa czytać i pisać. Był na tyle inteligentny, aby prenumerować gazetę i znaleźć w swych skromnych dochodach pieniądze na książki, które przywoził z miasta. Były to pierwsze książki dane moim oczom do oglądania. W chłopskich chałupach znajdują się skrzynie malowane, w nich zaś „przyskrzynki”. Do tych przyskrzynek chowa się najcenniejsze klejnoty: korale, „Wieńca” i „Pszczółkę” i książki z miasta sprowadzone. Gnany ciekawością do nich się podkradałem i poznawałem przedsmak rzeczy czytanych”. Nie ukrywał i nie wstydził się swojego pochodzenia.
Gdy w 1922 r. Rataj został wybrany marszałkiem sejmu, pamiętał o nim dyrektor zamojskiego gimnazjum, Kazimierz Lewicki. W telegramie pisał „Jaśnie Wielmożny Panie Marszałku. Gimnazjum Zamojskie chlubi się tym, że miało zaszczyt zaliczyć J. W. Pana do liczby swych pracowników i uprzejmie prosi o przyjęcie najserdeczniejszych życzeń od pracowników i młodzieży szkolnej, wśród której wciąż jeszcze żyją tradycje związane z osobą J. W. Pana Marszałka. Pozwalamy sobie przesłać wyrazy czci i głębokiego szacunku. Zamość, 8 XII 1922. K. Lewicki”.
Obok zasług dla szkolnictwa polskiego, należy zauważyć, że jako minister 13 grudnia 1920 r., kiedy uczniowie-żołnierze powracali z wojny polsko-bolszewickiej, wystosował do szkół odezwę. Prosił w niej dyrektorów szkół średnich o pomoc dla uczniów-żołnierzy. Zapowiedział redukcję programów nauczania i wyróżnienie za udział w wojnie odpowiednim napisem na świadectwie szkolnym. Pisał: „Szczególną troską i dbałość roztoczy szkoła nad uczniami, którzy odnieśli na wojnie rany lub zdrowie utracili: winni oni doznać opieki ze strony władz państwowych i rodziców, dowodów serca i pomocy od kolegów i całego społeczeństwa szkolnego”. To dzięki niemu usunięto ze szkoły polskiej kary cielesne, będące spadkiem po szkole niemieckiej. Zostały zlikwidowane rozporządzeniem z 6 lipca 1921 r.
O pobycie Macieja Rataja w Zamościu przypomina pamiątkowa tablica umieszczona na zachodniej ścianie budynku dawnej Akademii Zamojskiej oraz pierwsza „cegiełka” w pomniku poświęconym pamięci nauczycieli i uczniów, który znajduje się w kościele pw. św. Katarzyny w Zamościu.
Tekst opracowano na podstawie zbiorów Książnicy Zamojskiej, Biblioteki Cyfrowej Książnicy Zamojskiej, Kolekcji Cyfrowej Polona i Śląskiej Biblioteki Cyfrowej.
Magda Misztal
- Rola dziejowa Macieja Rataja pod redakcją naukowa Mirosławy Bednarzak-Libery i Janusza Gmitruka. Warszawa 2018.
- Bojarczuk Michał, Academia Zamoscensis. Lublin 1959.
- Sawa Bogumiła, Dziewczęta w fartuszkach, czyli Gimnazjum i Liceum Ogólnokształcące im. Marii Konopnickiej w Zamościu 1916-1970. Zamość 2016.
- Kołodziejczyk Arkadiusz, Działalność Macieja Rataj w Zamościu, wrzesień 1918-luty 1919. W: Rocznik Zamojski, Tom II za lata 1985 – 1986, Zamość 1988, s .123
- Hemmerling Zygmunt, Maciej Rataj. Warszawa 1975.
- Kędziora Andrzej, Zamojski adres Macieja Rataja. Archiwariusz Zamojski, R. 9 (2010), s. 75-76.
- Szyszka Bogdan, Gimnazjum i Liceum im. Jana Zamoyskiego w Zamościu 1916-2016, Zamość 2016.
- Szyszka Bogdan, Szkolnictwo Zamościa w dwudziestoleciu międzywojennym, Warszawa 1997.
- Rataj Maciej, Wspomnienia i dziennik z lat 1918-1927 T.1. Biblioteka Narodowa
- Wrzos Konrad, O własnych siłach. W: Naokoło Świata, 1927, nr 34.
Lesiewski, Rezultat wyborów, Nowiny Zamojskie, 1919, nr 6.