Drugi dzień 10. Zamojskiego Festiwalu Książki. Piątkowe – całkiem ciepłe – popołudnie. Galeria Exlibris. W oczekiwaniu na autora przemykałem pomiędzy rzędami krzeseł nieśmiało wyglądającymi za miłośnikami Zamościa i poezji… może nawet poezji miasta. Zamość, jak wszystkie klimatyczne miejsca ma przecież swoją poetykę, swój rytm i własną melodię…

Bohaterem spotkania był Piotr Szewc. Pochodzący z Zamościa prozaik, eseista, poeta, autor m.in. tłumaczonej na wiele języków „Zagłady”. Spotkanie Otworzył Dyrektor Książnicy Zamojskiej Piotr Bartnik, prowadził Piotr Linek, poeta, polonista, nauczyciel w I Liceum Ogólnokształcącym im. Jana Zamoyskiego w Zamościu. Przysłuchiwali się rozmowie przybyli na spotkanie mieszkańcy miasta
i okolic oraz niżej podpisany, składający tę tutaj relację.

Rozmowa, jak to ma w zwyczaju, toczyła się od słowa do słowa, prowadzona niespiesznie, by nic nie umknęło, przez uśpione miasto. Delikatne, ulotne, jak zapachy i smaki, tymczasowe – jak nieobecni już ludzie – a jednak nieśmiertelne, choćby nawet już tylko w słowach zebranych przez poetę.

Nastrój spotkania dopełniał głos Waldemara Barwińskiego, aktora Teatru Dramatycznego w Warszawie, który czytał wybrane wiersze i fragmenty prozy. Publiczność nie zawiodła, aktywnie uczestnicząc w spotkaniu. Nie było tłumów, wolne miejsca wypełniały strofy o Zamościu, ale nie tylko. Całkiem obok – ale nie na marginesie – stał obraz Henryka Szkutnika inspirowany „Zagładą” Piotra Szewca. To niezwykłe plastyczne odczytanie dzieła ma mieć swoją kontynuację – czekam…

Zauważyli Państwo, że w mrocznej „Zagładzie” dominuje światło?

Prezentem dla zgromadzonych była okazja do wysłuchania niepublikowanych jeszcze wierszy „Sekretne przejścia” i „Pelikan w zamojskim Zoo” – któż z nas nie ma takich sekretnych przejść – może niekoniecznie z Listopadowej na Młyńską, któż nie pamięta zapachu zgniatanego liścia orzecha. Któż z nas znajduje czas by zapamiętywać takie drobiazgi. „Lubię wracać tam gdzie byłem już…” brzmi z ust nieobecnego już między nami Zbigniewa Wodeckiego… niektórzy lubią wracać…zwłaszcza, że tak niewiele zostaje z tych miejsc, poza pamięcią o nich… a ta trwa, dopóki my trwamy. Pelikan
z ogrodu chwytał, jak się okazuje nie tylko czas, kawałek, po kawałku, kogo jeszcze próbował chwycić… wiedzą, którzy byli na spotkaniu…

Różnymi wędrujemy ścieżkami, bywa, że jeździmy rowerem… czasami do miasta swojego dzieciństwa, czasami przed siebie.

Dobrze, że Pan jest Panie Piotrze- dzięki Panu Zamość kręci się na tej poetyckiej orbicie, niczym młynek do kawy mielący ziarna… niespiesznie…

                                                                                                                                                                                                                                                                          Piotr Piela