Do Zamościa wojna miała nie dotrzeć. Miasto uznawano za miejsce bezpieczne. We wrześniu 1939 roku właśnie tu ukryto obraz mistrza Jana Matejki Hołd pruski.

Obraz Hołd pruski powstał w najaktywniejszym okresie malarskiej twórczości Jana Matejki. Upamiętniał hołd lenny złożony w 1525 roku Zygmuntowi I Staremu przez byłego wielkiego mistrza krzyżackiego a po przejściu na luteranizm pierwszego świeckiego księcia Prus, Albrechta Hohenzollerna. Hołd ten zamykał trzykrotne klęski zakonu krzyżackiego poniesione w 1410 roku pod Grunwaldem, w wojnie trzynastoletniej toczonej w latach 1454-1466 i ostatniej wywołanej przez Albrechta w latach 1519-1521.  W przededniu II wojny światowej obraz znajdował się w zbiorach Muzeum Narodowego w Krakowie. Ze względu na treść przypuszczano, że Niemcy mogą chcieć go zniszczyć.

W czerwcu 1939 roku podczas konferencji w Gdyni delegaci Związku Muzeów Polskich rozmawiali o konieczności ukrycia cennych zbiorów w miejscach chroniących je przed skutkami bombardowań. W przypadku obiektów narażonych na celowe zniszczenie przez wroga zalecano przewiezienie ich w miejsca bardziej bezpieczne, położone we wschodnich województwach Polski. Za takie miejsce uważano wówczas Zamość. Według tych wytycznych postanowiono ratować Hołd pruski. Decyzję o usunięciu obrazu ze zbiorów Muzeum Narodowego, odpowiednim zabezpieczeniu i zakopaniu go poza Krakowem, podjęli podczas narady: dr Feliks Kopera dyrektor Muzeum Narodowego, dr Fryderyk Wesselly naczelnik  Wydziału Oświaty, Kultury i Sztuki w Zarządzie Miejskim, dr Jerzy Dobrzycki referent przy tym wydziale oraz inż. Eugeniusz Tor dyrektora Muzeum Przemysłowego w Krakowie.

Gdzie ukryć Hołd pruski?

            Wybuch wojny spowodował, że losy obrazu związały się z Zamościem. O tym, co wówczas się wydarzyło, przekazali we wspomnieniach inż. Eugeniusz Tor i ksiądz Wacław Staniszewski. Sześć relacji bezpośrednich świadków wydarzeń spisała dr Jadwiga Bezwińska, starszy kustosz Muzeum Narodowego w Krakowie. Osobami tymi byli m.in.: Karol Domagała, Michał Radziejewski i jego brat Aleksy oraz Władysław Klimek. Zapiski przez lata przeleżały w muzealnym archiwum w teczce z napisem „tajne”.  Relacje różnią się od siebie i pozostawiają niewyjaśnione kwestie, ale obrazują przebieg tamtych niesamowitych wydarzeń.

Fragment relacji inż. Eugeniusza Tora, dotyczącej akcji ratowania obrazu Jana Matejki Hołd pruski, zamieszczonej w publikacji Zamojszczyzna w walce z Niemcami 1939-1944, wydanej w Zamościu w 1946 roku pod redakcją Zygmunta Klukowskiego. Źródło: Książnica Zamojska.

           Według informacji Tora na polecenie dyrektora Kopery obraz wyjęto z ram, nawinięto na drewniany bęben o średnicy około 40 cm, przekładając arkuszami miękkiego papieru. Całość obszyto mocnym płótnem. W końcach bębna znajdowały się żelazne pręty służące do zawieszenia zwoju w specjalnej skrzyni. Część tych prac wykonano na miejscu w Sukiennicach pod nadzorem konserwatorki, mgr Anny Schusterowej. 28 sierpnia 1939 r. w godzinach wieczornych, aby dokończyć prace zabezpieczające, obraz przeniesiono do Miejskiego Muzeum Przemysłowego przy ul. Smoleńsk 9. 31 sierpnia w obecności dyrektora Kopery, mgr Schusterowej, Jerzego Magiery  (kierownika pracowni Muzeum Przemysłowego) oraz dwóch woźnych obraz złożono do specjalnej cynkowej rury, zamknięto na końcach wiekami i całość zalutowano. Rulon z obrazem wewnątrz rury był zawieszony na odpowiednich podporach, by nie stykał się z metalem. Następnie rurę cynkową włożono do drewnianej, wysmołowanej i wypełnionej trocinami skrzyni o długości około 6 m i zabito wieka skrzyni. Nazajutrz wybuchła wojna. Nieprzyjacielskie naloty i panujący chaos wymusiły zmianę planów. W czasie pośpiesznie zwołanej narady, dr Wesselly, dr Dobrzycki i inż. Tor zdecydowali o wywiezieniu obrazu do Zamościa. Takie rozwiązanie zaproponował właśnie pochodzący z Zamojszczyzny Eugeniusz Tor, szwagier burmistrza Zamościa Michała Wazowskiego, uważanego za osobę uczciwą i godną zaufania. Wciąż nie wierzono, że wojska niemieckie mogą dotrzeć tak daleko w głąb kraju. Wniosek zaakceptował prezydent Krakowa dr Czuchajowski i powierzył realizację zadania Torowi. Dyrektor Kopera nie został wtajemniczony w plan wywiezienia obrazu, aby mógł złożyć wiarygodne zeznania w przypadku aresztowania. Jak się okazało, te przewidywania się sprawdziły.

W drogę do Zamościa

           Według Tora, obraz opuścił Kraków w piątek 1 września o piątej po południu. Również o piątku wspominał inny uczestnik wydarzeń Karol Domagała. Wezwano go wówczas z budynku Straży Pożarnej przy ul. Potockiego 9 w Krakowie gdzie garażował, do prezydenta Krakowa, rezydującego w pałacu Wielkopolskich przy ulicy Wszystkich Świętych. Stawił się tam o 9-tej rano. Prezydent poinformował go o powierzanej mu misji oraz konieczności zachowania tajemnicy. Karol Domagała został zaprzysiężony i oddelegowany do dyspozycji inż. Tora. W Muzeum Przemysłowym przy ulicy Smoleńsk 9 czekał już na niego załadowany, odkryty samochód  ciężarowy, służący do wywożenia śmieci z Zakładu Oczyszczania Miasta. Kierowcą auta był Stelmach. Z relacji Tora wynika, że samochód był prowadzony na przemian przez dwóch szoferów, pod konwojem Romana Wazowskiego, dyrektora Szkoły  Handlowej w Rybniku, a zarazem brata zamojskiego burmistrza. Tor wsiadł do samochodu osobowego marki Buick, prowadzonego przez Domagałę. Samochód ten opatrzony był dwoma proporczykami na znak, że znajduje się w dyspozycji prezydenta, co miało ułatwić przejazd. Pierwszy jechał samochód ciężarowy, eskortowany przez osobowy. Ekipa przenocowała w Tarnowie, w siedzibie straży pożarnej. Następnego dnia, 2 września we wczesnych godzinach porannych wyjechali z Tarnowa. Do Zamościa dotarli około dziesiątej wieczorem.

Pod przysięgą zachowania tajemnicy

           Tor zrelacjonował, że 3 września w gabinecie starosty zamojskiego Mariana Sochańskiego odbyło się spotkanie w sprawie miejsca ukrycia obrazu. Wzięli w nim udział: starosta, Eugeniusz Tor, burmistrz miasta Michał Wazowski i ks. Wacław Staniszewski. Wobec tego, że w podziemiach kolegiaty ukryto już wcześniej zbiory katedralne z Pelplina, na Hołd pruski przeznaczono podziemia kościoła pw. św. Katarzyny. Ksiądz Staniszewski, ówczesny rektor tej świątyni, nieco inaczej zapamiętał to, co się działo. Pisał, że w pierwszych dniach września zjawił się u niego mężczyzna około 40-letni, oświadczając, że ma bardzo pilną i ważną sprawę do omówienia. Nie zapamiętał nazwiska owego mężczyzny, jedynie to, że był wysłannikiem prezydenta Krakowa lub Muzeum Narodowego. Powiedział, że otrzymał misję przywiezienia obrazu Jana Matejki Hołd pruski i ukrycia go w owym kościele, bo taka decyzja zapadła w Krakowie. Obraz pozostawił pod murami kościoła i odszedł, nie reagując na pytania.  Ksiądz musiał zająć się przesyłką. W ogrodzie zoologicznym spotkał znajomego – Stefana Milera, profesora  Państwowego Gimnazjum Męskiego w Zamościu, w którym sam też pracował w charakterze prefekta. Zrelacjonował mu całą sprawę. Razem sprawdzili leżącą koło kościoła pakę. Był  w niej obraz zrolowany i zabezpieczony blaszanym pancerzem. Zawiadomili burmistrza Wazowskiego, ten zjawił się niezwłocznie i razem postanowili wciągnąć pakę do podziemi kościoła. Na razie ukryli ją prowizorycznie. Burmistrz zobowiązał się zorganizować grupę zaufanych ludzi. Ksiądz Staniszewski o  tych planach powiadomił ks. Franciszka Zawiszę, pełniącego funkcję administratora parafii kolegiackiej i ks. Kowalskiego, prefekta gimnazjum żeńskiego. Według Tora obraz przywieziono pod kościół św. Katarzyny z remizy, już po zapadnięciu zmroku. Jego opis znajduje potwierdzenie w relacji Michała Radziejewskiego, mistrza murarskiego, pracownika Zarządu Miejskiego w Zamościu. Jak wspominał, około 4-6 września został wezwany do burmistrza Zamościa Michała Wazowskiego. Spotkał tam nieznanego mężczyznę, którym jak się później okazało, był Eugeniusz Tor. Tam dowiedział się, że do wykonania jest ważne zadanie, a mianowicie wprowadzenie paki do podziemi kościoła św. Katarzyny i to w pełnej tajemnicy. Potrzeba było też zebrać odpowiednią ilość ludzi, bo paka była ciężka. Radziejewski zapamiętał, że w tym gronie znalazł się jego brat Aleksy i Rafał Kloc. Ogromna skrzynia nie mieściła się w oknie prowadzącym do podziemi. Musieli wyjąć futrynę i poszerzyć otwór. We wnętrzu konieczne okazało się podcięcie arkady.

Kościół pw. św. Katarzyny w Zamościu. W jego podziemiach przez 76 dni w początkach II wojny światowej ukrywany był obraz Jana Matejki Hołd pruski. Fot. Magda Misztal, 09.12.2023 r.

            Do przeniesienia skrzyni ważącej 500 kg z samochodu do podziemi, zaangażowano kilkanaście osób ze służby miejskiej. Ludzi tych zebrano w kościele, gdzie przy jednej świecy (ze względu na obowiązujące zaciemnienie), odebrano od nich przysięgę zachowania tajemnicy tego, co się będzie działo. Dowiedzieli się też o tym, że paka zawiera cenny obraz, który trzeba ukryć, by nie wpadł w ręce wroga. Kiedy ks. Zawisza wygłaszał ostatnie słowa przysięgi, wszedł do kościoła jeden z zamówionych robotników, który nie słyszał poprzednich wyjaśnień i nie uczestniczył w składaniu przysięgi. Około godziny 24-tej,  skrzynia została umieszczona w podziemiu wzdłuż zachodniej ściany kościoła. Działo się to w nocy z 3 na 4 września. Pierwszy plan zakładał umieszczenie jej pod chórem, ale była za duża.  Starano się pracować jak najszybciej i najciszej, by zachować tajemnicę, ale odgłosy kucia i przyciszone głosy zwróciły jednak uwagę okolicznych mieszkańców. Po umieszczeniu paki w podziemiach usuwano ślady kucia na zewnątrz, kładąc nowe tynki. Prace zakończono dopiero około 4-tej nad ranem.

A jednak wojna dotarła do Zamościa

3 września był jednocześnie pierwszym dniem niemieckiego nalotu lotniczego na miasto. Starosta zamojski Marian Sochański zapisał we wspomnieniach Dziewięć jasnostalowych maszyn ukazało się na firmamencie błękitnego nieba, lśniąc w promieniach wspaniałego słońca. Obwieściły one zamościanom ponurym swym hurgotem grozę i łaskę lub niełaskę. Parę bomb dostało się stacji kolejowej, zaś rynkowi parę serii z karabinów maszynowych. Pierwszy chrzest. Skutki prawie żadne. Na szczęście strat w ludziach nie było. Przypadek i łaska Boża. 4 września Eugeniusz Tor, około godziny 9-tej opuścił Zamość, chcąc powrócić do Krakowa. Wojna postępowała. Dojechał tylko do Tarnowa i musiał powrócić do Zamościa. 9 września Zamość znów był bombardowany. Sochański zapisał Kilkadziesiąt osób z zachodu zakończyło swoją wędrówkę w dniu 9-go września podczas wielkiego bombardowania naszego miasta. Ginęli ludzie nie tylko tu w okolicy obiektów wojskowych i komunikacyjnych (koło stacji), lecz także w tak zwanej spokojnej części miasta, jak np. na Nowej Osadzie, w ogrodzie państwa Kowerskich, gdzie obozowali ślązacy, na placu strzeleckim i oczywiście koło koszar. Przeszło 100 zabitych, nie licząc rannych.

            Bombardowanie i szybkie posuwanie wojsk niemieckich nasunęło myśl, aby zakopać skrzynię z obrazem w podziemiach kościoła. Planowano zerwanie podłogi pod ścianą, wykopanie otworu głębokiego na wysokość paki i schowanie jej tam, a następnie zamurowanie podłogi. Do prac tych zaangażowano ponownie Michała Radziejewskiego. Jego trud okazał się daremny. Po zerwaniu posadzki ukazało się drugie sklepienie, którego nie chciał na własne ryzyko rozbijać. Posadzkę ułożył od nowa, a paka została ustawiona pod wschodnią ścianą i zamaskowana. W tym czasie, 10 września Tor udał się do Wożuczyna,  gdzie przebywał do końca miesiąca.

Wróg wkroczył do miasta

          13 września  około godziny 17-tej, do Zamościa weszły wojska niemieckie. Na lotnisku w Mokrem wylądowały dwie eskadry rozpoznawcze a po kilku dniach dywizjon szturmowy. Komendantem niemieckiego garnizonu został mjr Nitsch, który urzędował w ratuszu. Na jego rozkaz jako zakładników aresztowano burmistrza Michała Wazowskiego, adwokata Wiesława Bajkowskiego, księży Franciszka Zawiszę i Trochonowicza oraz kilku oficerów. 24 września wojska niemieckie nieoczekiwanie zaczęły opuszczać Zamość. Następnego dnia wywieszone zostały odezwy wydrukowane w języku polskim i hebrajskim, w gorących słowach wzywające do przywitania nadchodzącej Armii Czerwonej. Wydali je miejscowi komuniści, którzy już wówczas powołali „Komitet Samorządowy”. 26 września w godzinach popołudniowych na Nowym Mieście powitali oni chlebem i solą czerwonoarmistów.  Po południu tego dnia ukazał się rozkaz nr 1 komendanta garnizonu zamojskiego, mjr. Kowalowa, który głosił, że 25 września Armia Czerwona zajęła miasto Zamość, władze cywilną obejmuje Tymczasowy Komitet Samorządowy, a komendantem miasta mianowany został st. porucznik tow. Ochrymenko. Pobyt wojsk radzieckich i działalność Komitetu nie trwała długo. 5 października jednostki radzieckie zaczęły wycofywać się przez Bug. 8 października wieczorem do miasta wkroczyła 45 Wiedeńska dywizja pancerna pod dowództwem gen. por. Materny. Zamość początkowo pozostawał pod okupacją Wermachtu. Komendantami placu-garnizonu byli  kolejno hauptman Wagner i rittemeister Paul. 26 października 1939 r. utworzono Generalne Gubernatorstwo, miasto nadal pozostawało siedzibą powiatu w dystrykcie lubelskim. 11 listopada starostą został Helmut Wihenmeier. Na niewiele już znaczącym stanowisku burmistrza początkowo pozostawił on Michała Wazowskiego.

Zdrada i poszukiwanie skarbu

            W okresie, gdy Zamość był zajęty przez Armię Radziecką, 29 września do miasta powrócił Tor. Usłyszał on od ks. Staniszewskiego wiadomość, że miejsce ukrycia obrazu zostało zdradzone dowództwu wojsk sowieckich. Mogło to się wydarzyć pomiędzy 26, a 28 września. Cenny obraz został uszkodzony. Tor o dokonanie donosu podejrzewał mężczyznę, który brał udział we wprowadzaniu skrzyni do kościelnych podziemi w nocy z 3 na 4 września, ale przyszedł chwilę później i nie składał przysięgi. Zapewne nie uwierzył on w prawdziwą zawartość skrzyni, oczekując ukrytych w niej innych kosztowności. Władze sowieckie zarządziły rewizję podziemi. Skrzynię rozbito, cynkową rurę rozpruto. Wyjęty z niej rulon obszyty płótnem został przekłuty jakimś ostrym narzędziem. Po rozwinięciu, obraz rzucono na gruz, pozostały po nieudanym wykopie i pozostawiono. Najwidoczniej nie przedstawiał on żadnej wartości.

            Ks. Staniszewski uważał, że nocna i głośna praca przy wprowadzaniu obrazu do podziemi kościoła, musiała zwrócić uwagę ludzi. Wkrótce zaczęto snuć domysły, że został tam ukryty jakiś skarb. Pewnego dnia czterech nieznanych mężczyzn włamało się do kościoła. Według księdza byli to Rosjanie, którym towarzyszyła osoba żydowskiego pochodzenia. Tą osobą według duchownego mógł być uczeń gimnazjum o nazwisku Epstein, którego uczył i ukarał przed wojną za pobicie ucznia innego wyznania. Stąd  ks. Staniszewski powód donosu upatrywał w tej sytuacji. Napastnicy splądrowali zakrystię i główny ołtarz, przedostali się do podziemi, otworzyli i uszkodzili obraz. Zdarzenie to widział woźny  gimnazjum żeńskiego Tymoteusz Żołyniak, który tej nocy obserwował teren kościoła. W tym czasie w jego mieszkaniu schronienie znaleźli księża Staniszewski i Kowalski, którzy ze względu na plotki o ukrytym skarbie woleli dla bezpieczeństwa opuścić swoje domy. Wszyscy wówczas przeżywali ciężkie chwile.

            Inną wersję zdarzenia przedstawił Władysław Klimek, w cywilu zakrystian w kościele św. Katarzyny. Kiedy Hołd pruski przywieziono do Zamościa, był nieobecny, bo służył w 12 Pułku Ułanów Podolskich. Z działań wojennych powrócił w czasie, gdy do miasta weszła już Armia Czerwona. Wieczorem przed włamaniem zamykał kościół na noc. Przekręcił klucz w zamku, ale nie zabezpieczył drzwi zasuwą. W związku z tym włamywacze mieli ułatwione zadanie, zamek pod naporem z zewnątrz został przez nich wyłamany. Według niego fakt ukrycia skrzyni w podziemiach miał zdradzić jeden mężczyzna o nazwisku Osuch, który brał udział w składaniu skrzyni w podziemiach. Kiedy napastnicy włamali się do kościoła, przyszli do niego i kazali się prowadzić do podziemi. Było ich czterech, dwóch z NKWD, młody Osuch – syn wyżej wymienionego (stąd podejrzenia ojca o zdradę) oraz Berkowy syn (według Klimka syn Żyda, który miał w Zamościu, na rogu ulicy obok Ratusza sklep z materiałami, nie zapamiętał jego nazwiska). Osuch i Berkowy syn mieli na rękach czerwone opaski milicji robotniczej. Włamywacze rozczarowani zawartością paki zabrali Klimka ze sobą i gdzieś prowadzili. Z opresji wyratował go napotkany znajomy, który znał napastników. Porozmawiał z nimi na boku, co spowodowało uwolnienie Klimka.

Na ratunek obrazowi

Tor dostał się do podziemi kościoła dopiero 20 października, po ponownym zajęciu Zamościa przez wojska niemieckie. Zastany widok był zły. Wieko skrzyni zostało odbite przez podważanie, rura metalowa wyjęta i rozpruta z jednego końca na długości około dwóch metrów. Przed rurą leżał pogięty i sfalowany porzucony obraz, przyprószony piaskiem i odpadkami gruzu. W porozumieniu z ks. Staniszewskim ustalił, że 23 października obraz będzie doprowadzony do porządku. O pomoc przy tych pracach poprosił Romana Wazowskiego, Mieczysława Riessera, studenta medycyny (a zarazem narzeczonego córki Tora) i profesora Stefana Milera.

Do kościoła udali się przed rozpoczęciem porannej mszy świętej. Do ich przybycia świątynia pozostawała zamknięta, aby niezauważeni dostali się do podziemi przez wejście znajdujące się w prezbiterium. Niezbędne rzeczy: płótno, papier, sznury, nici i igły przynieśli ukryte pod płaszczami. W czasie, gdy w kościele odprawiono mszę świętą, we czterech oczyszczali Hołd pruski miękkimi szmatami i nawijali z powrotem na bęben, przekładając papierami. Tak nawinięty obraz obszyto w płótna, których role odegrały prześcieradła. W Zamościu nie można było wówczas dostać odpowiednich materiałów. Obraz został umieszczony na podpórkach pod wschodnią ścianą, aby nie dotykał bezpośrednio kamiennej posadzki. Opiekę nad obrazem Tor powierzył burmistrzowi miasta Michałowi Wazowskiemu, a sam 24 października wyjechał z Zamościa do Krakowa prywatnym samochodem przysłanym na jego życzenie.

Cały czas obawiano się, że obraz zostanie odnaleziony przez okupanta. Po naradzie ks. Staniszewskiego z burmistrzem Wazowskim i prof. Milerem postanowiono wykorzystać czas, zanim wrogie wojska zadomowią się w Zamościu i uzyskać „alibi” dla obrazu. Ksiądz Staniszewski władający biegle czterema językami obcymi w tym niemieckim, udał się do komendanta i zameldował, że w dniu wyjazdu wojsk radzieckich, kościół został przez nieznane osoby splądrowany i zginęło wiele rzeczy. Poprosił o sprawdzenie i wydanie odpowiedniego zaświadczenia. Na wypadek rewizji pakę z obrazem, znajdującą się cały czas w podziemiach, zasłonił różnymi starymi gratami. Na szczęście wszystko się udało, bo żołnierz wydelegowany do przeprowadzenia śledztwa skoncentrował się na wskazywanym rozbitym zamku, z daleka tylko spojrzał na poprzewracane na ołtarzu lichtarze i pościągane obrusy. A potem obydwaj wrócił do  komendantury, gdzie wypisano księdzu zaświadczenie o włamaniu do kościoła i dokonanej kradzieży. Później ksiądz dowiedział się od burmistrza Wazowskiego, że Niemcy, którzy weszli w pierwszych dniach września do Krakowa, byli bardzo dobrze poinformowani, że obraz został przewieziony do Zamościa i ukryty w kościele św. Katarzyny. Wysłali nawet w tej sprawie specjalną grupę gestapowców, ale Zamość był w strefie wpływów Armii Czerwonej, więc ich akcja się nie powiodła. Dla obrazu trzeba było znaleźć lepszą kryjówkę, póki panował względy spokój. Sami żołnierze niemieccy w rozmowach z mieszkańcami miasta sugerowali, że wszystko się zmieni, kiedy pojawi się gestapo. Obmyślano jak wywieźć obraz. Bardzo pomocnym okazał się burmistrz Wazowski, który otrzymał od władz niemieckich  pozwolenie na aprowizowanie Zamościa. Z tej racji często wyjeżdżał do Krakowa. Tam udało mu się nawiązać kontakt z pracownikami Muzeum Narodowego m.in. z Torem i kustoszem Kazimierzem Buczkowskim. Ustalili, że obraz trzeba z powrotem przywieźć do Krakowa, ale musi odbyć się to w sposób „legalny”.

Brawurowa akcja wywiezienia obrazu

Prof. Kopera wystarał się w zarządzie Krakowa o dokumenty przewozowe oraz zdobył potrzebne pieniądze z funduszów Muzeum Narodowego. Michał Wazowski obiecał samochód. Następnie Kopera 11 listopada wydelegował do Zamościa  dr Buczkowskiego, zaopatrzonego w niemieckie dokumenty i pieniądze. Ten już na miejscu sprawy formalne załatwiał z niemieckim starostą, lecz bez porozumienia z gestapo. W Zamościu pomocy udzielili mu inż. Stanisław Wiktorowicz z elektrowni, Michał Radziejewski i Rafał Kloc.

Przedsięwzięcie zaplanowano przeprowadzić z samego rana, kiedy panował już ruch uliczny, a wśród przechodniów można było spodziewać się Niemców i szpicli. Działaniom sprzyjała wczesna msza święta. Znowu trzeba było rozkuwać okno, aby wynieść obraz. W tym celu już w nocy, do podziemi kościoła zeszli Michał Radziejewski z bratem Aleksym i innymi osobami, zaprowadzeni tam tajnym przejściem przez kościelnego Klimka. Odsunęli rupiecie, pod którymi ukryto obraz. Gdy ksiądz Staniszewski podjął pieśń, a organy głośno zabrzmiały, rozpoczęto rozkuwać okno, ale tym razem bez podcinania sklepienia. Obraz zapakowano w pakę, ale już bez metalowej rury, bo nie nadawała się już do użycia. Gdy go wyniesiono, akurat podjechał samochód. Dzięki zapobiegliwości burmistrza na zewnątrz ładunek został osłonięty różnej wielkości paczkami ustawionymi na uliczce wiodącej do kościoła. Tak skrzynię załadowano.

Fragment relacji Michała Radziejewskiego, murarza uczestniczącego m.in. w akcji wywiezienia obrazu Hołd pruski z Zamościa, zamieszczony w artykule Tadeusza Kubicy Teczka z napisem „Tajne”, w 39 numerze Tygodnika Zamojskiego z 1981 r.

Ciężarówka, którą użyto do przewozu obrazu, była oficjalnie zamówiona przez Stanisława Mateję, właściciela sklepu z winami i towarami kolonialnymi przy ul. Rynek Wielki 4 w Zamościu. Mateja otrzymał od komendanta Paula zlecenie na przywiezienie z Krakowa zapasu soli, papieru kalki maszynowej i innych materiałów. Michał Wazowski załatwił zaś w niemieckiej komendzie zgodę na przewiezienie kilku skrzyń żywności do Krakowa. Aby przedsięwzięcie wyglądało na bardziej prawdopodobne, poprosił jeszcze o wojskową eskortę. Kiedy samochód podjechał pod posterunek, komendant wyznaczył trzyosobową eskortę. Niemieccy żołnierze usiedli na skrzyniach przygotowanych do przewozu towaru. Kiedy kierowca, którym był Stanisław Nowiński (człowiek z Zamościa), uruchomił silnik, do samochodu podbiegła elegancka kobieta, która powiedziała, że koniecznie musi jechać do Krakowa. Była nią Irena Kuncewiczowa, której zadaniem było zabawiać Niemców i odwracać ich uwagę od skrzyń na samochodzie. Ekipa z Michałem Wazowskim i Kazimierzem Buczkowskim dotarła przez Biłgoraj i Tarnów do Krakowa 17 listopada. Na miejscu Kuncewiczowa poszła z Niemcami na wódkę, co umożliwiło przewiezienie obrazu do Muzeum Przemysłowego. Na drugi dzień skrzynię przetransportowano do Muzeum Czapskich, gdzie została ukryta pod podwójną podłogą i przetrwała do końca okupacji. Stanisław Mateja pilotowany przez Romana Wazowskiego pojechał do Wieliczki po sól, Michał Wazowski załatwiał sprawunki w Krakowie. Następnego dnia samochód z zakupami powrócił do Zamościa.

            Wkrótce w Zamościu gestapo zaczęło się interesować kościołem św. Katarzyny i szukać Hołdu pruskiego. Niemcy aresztowali ks. Trochonowicza, wikariusza kościoła kolegialnego, kościelnego Klimka i ks. Staniszewskiego. Na szczęście nic im nie udowodniono i wypuszczono na wolność. Uratowało ich zaświadczenie o włamaniu i okradzeniu kościoła, o które wcześniej wystarał się ks. Staniszewski.

Opracowano na podstawie zbiorów Książnicy Zamojskiej.

Magda Misztal

Bibliografia:

  1. Horbaczewski R., Kupiec Mateja, „Kronika Tygodnia” 2014, nr 49, s. 15
  2. Huss R., Garnizon zamojski wczoraj i dziś (1618 – 1998), Zamość 2003
  3. Kubica T. L., Teczka z napisem „Tajne”, „Tygodnik Zamojski” 1981, nr 39, s. 4-5
  4. Mańkowski Z., W okresie II wojny światowej [w:] Zamość. Z przeszłości twierdzy i miasta, pod red. A. Koprukowniaka i A. Witusika, Lublin 1980, s. 307-337
  5. Michajłowski J., Jan Matejko, Warszawa 1979
  6. S., Pamiętnik starosty powiatu zamojskiego [w:] Zamojszczyzna w walce z Niemcami 1939-1944, Tom II, pod red. Z. Klukowskiego, Zamość 1946, s. 7-19
  7. Radziejewski K., Skarby pod bombami (3), „Kronika Tygodnia” 1999, nr 37, s. 6
  8. Radziejewski K., Skarby pod bombami (4), „Kronika Tygodnia” 1999, nr 38, s. 7
  9. Staniszewski W., O tych co uratowali Hołd pruski [w:] Wspomnienia więźniów Zamku lubelskiego, 1939-1944, wyboru dokonały J. Chmielak i in., wstęp Z. Mańkowski, Warszawa 1984, s. 111-125
  10. Tor E., „Hołd pruski” Matejki w Zamościu [w:] Zamojszczyzna w walce z Niemcami 1939-1944, Tom II, pod red. Z. Klukowskiego, Zamość 1946, s. 19-28
  11. Wilkowski E., Chełmski okres pracy duszpasterskiej ks. kan. Wacława Staniszewskiego, „Powinność” 2019, nr 2 (50), s. 27-30