„Mimo oporu sowieckiego postępy…”, „Wybrzeże (…) znajduje się (…) w rękach niemieckich”, „(…) wszędzie załamują się ataki sowieckie”, „Zatopione statki sowieckie wydobywa się z Dniepru”, „Przebieg i wyniki sowieckich akcji odciążających”… takie propagandowe tytuły gościły na łamach „Nowego Głosu Lubelskiego” w sierpniu 1942 r. Dziennik powstał z inicjatywy Niemców. Był podstawową prasą dostępną dla ludności dystryktu lubelskiego w latach 1940–1944. Tytuł nawiązywał do przedwojennego endeckiego „Głosu Lubelskiego”, podobieństwo jednak kończyło się na tytule. „Nowy Głos Lubelski” był wydawany pod egidą oficjalnego koncernu prasowego Generalnego Gubernatorstwa „Zeitungsverlag Krakau–Warschau GmbH” i stanowił znaczące ogniwo w hitlerowskim systemie propagandy.

W gazecie umieszczano przedruki z prasy centralnej (informacyjnej centrali prasowej GG „Telepress”), komunikaty Naczelnej Komendy Niemieckich Sił Zbrojnych oraz artykuły ilustrujące sytuację aliantów, krajów neutralnych i państw sprzymierzonych z Niemcami, a także teksty dotyczące polityki i roli ZSRR w ówczesnym świecie. „NGL” zawierał zarządzenia i komunikaty władz okupacyjnych, wiadomości lokalne m.in. „Lublin i okolice”, powieści w odcinkach lub krótkie umoralniające opowiadania oraz różnego rodzaju „sensacyjki”. Ostatnie strony w całości były poświęcone reklamom i ogłoszeniom.

W dodatku lokalnym „Lublin i okolice” na str. 3 opublikowano artykuł „Zamość – druga Padwa” z podtytułem „Na starym rynku solnym…”. Nie wiadomo kto jest autorem tego tekstu. Wiemy, że ten „ktoś” podróżował raczej autem: „Szybko przesuwają się drzewa po obu stronach drogi wiodącej do Zamościa i wkrótce wyłania się na horyzoncie wysmukła wieża, która staje się w miarę zbliżania do miasta coraz większa, aż wreszcie, gdy stajemy prawie u jej podnóża, znika na jakiś czas między domami pokrytymi patyną wieków.” Autor wjechał do Zamościa wąskimi uliczkami na „niewielki plac otoczony domami z podcieniami i barwnymi ornamentacjami na froncie.”, czyli na Rynek Solny. W kilku zdaniach opisuje historię rynku, przy którym „dawniej stał trybunał zamojski”, „zjeżdżały się w dawnych czasach od strony Morza Czarnego wozy z ładunkami soli”… i „poza tym nic więcej”. Kolejnym miejscem opisanym w tekście jest zamojski rynek. Tu naszą uwagę skupiają „kolorowe ornamentacje, które okazują się szczególnie interesujące w dzielnicy armeńskiej, gdzie występują piękne wschodnie motywy”, ale autor w następnym zdaniu wytyka brak „pierwotnych parapetów attyckich, które je kiedyś zdobiły. Zostały one usunięte za czasów carskich i już nigdy więcej nie powróciły na swoje miejsce”. O samej historii miasta dowiadujemy się niewiele, ale autorowi udało się wyłuszczyć to, co najważniejsze: rok powstania i nazwisko założyciela „kanclerza Jana hr. Zamojskiego, nazwiska włoskich budowniczych Morando i del Acqua i innych, na wzór włoskiego miasta Padwy”.  Zauważył, że kiedyś to Zamość miał potężne mury, do których można było się dostać poprzez bramy miejskie, dziś [1942 r.] „niewiele można już zobaczyć, jedynie brama od ulicy lwowskiej związana z później zbudowaną cytadelą zamojską, zachowała się dość dobrze.” Autor zwraca uwagę na „dużą budowlę w stylu barokowym, ozdobioną filarami, niszami i gzymsami.”, czyli na kościół i klasztor oo. Franciszkanów. Przybliża nam jego historię: „(…) gdy w 1800 r. objęli te obszary Rosjanie, budowla ta została przeznaczona na magazyn, a później obrócona na koszary”. Potem urządzono „w tym budynku dom ludowy z obszerną salą teatralno-kinową. Miejscowa ludność opowiada, jakoby pod tym budynkiem znajdowały się ganki, rozchodzące się pod całym miastem.” Autor wędruje z drugiej strony starego miasta, a my razem z nim „stajemy obok budynków sądowych, na których miejscu stał dawniej zamek założyciela tego miasta. Piękna szeroka ulica prowadzi nas obok dawniejszej Akademii Zamojskiej, niestety budynek służy już od dawna innym, bardziej przyziemnym celom…” [czy autor miał na myśli przedwojenne szkoły gimnazjum i seminarium czy szpital wojskowy i koszary w czasie II wojny św.?]. Kierujemy swoje kroki na drugą stronę gmachu dawnej Akademii Zamojskiej, do „pięknego parku miejskiego, o niezwykłych, jak na tego rodzaju miasto, rozmiarach i wyposażeniu”. Stamtąd udajemy się „od razu w oblicze wielkiego szyldu z wizerunkiem ryczącego lwa i napisem ‘Zoo’. A więc poza Warszawą i Krakowem ma tylko Zamość ogród zoologiczny, chociaż on jest i nie duży.” Swoją wycieczkę po Zamościu zarówno autor, jak i czytający kończą pokonując „labirynt uliczek i zaułków, które wprawdzie niewiele nam mówią, ale prowadzą wszystkie do pięknego Rynku (…)”. Tu autor artykułu spaceruje po podcieniach „robiąc ciągle jakieś ciekawe odkrycia”, jednak stale spoglądając na zamojski ratusz. My też.

W tym samym numerze w dziale Ogłoszenia urzędowe ks. proboszcz Józef Jerzy Osmólski zamieścił ogłoszenie o treści: „Wszyscy, którzy dokonali jakichkolwiek czynności religijnych jak: śluby, chrzty i zgony w parafii starokatolickiej Unii Utrechtskiej w Zamościu ul. Odrodzenia 14 proszeni są do stawienia się osobiście do dnia 20 sierpnia rb. celem dokonania formalności urzędowego przystąpienia, pod grozą unieważnienia ich aktów w tejże parafii.”

To jeszcze nie koniec zamojskich akcentów. Agentura w Zamościu „Nowego Głosu Lubelskiego” znajdowała się przy ul. Staszica 27, tel. 40.

Opracowano na podstawie zasobów Książnicy Zamojskiej

Agnieszka Piela