„Profesor uniwersytetu, którego nazwiska nie będę wymieniał ze względu na bardzo osobisty charakter rozmowy, mówił, że doświadczył obecności Boga w najmniej oczekiwanym momencie. – Nie myślałem o Bogu, nie szukałem Go, nie spodziewałem się tego spotkania i nie sądziłem, że może ono tak silnie wstrząsnąć moim życiem – opowiadał. – Wprawdzie niejednokrotnie wydawało mi się, że dochodzę do Niego w swoich badaniach, odczuwałem Jego bliskość w wielu innych sytuacjach życiowych, wiedziałem, że jest, gdy obdarzał mnie swą łaską, ale nie sądziłem, iż może się ujawnić niemal dotykalnie, wtedy, gdy będę zwiedzał wiejskie kapliczki”. Śladami profesora wyruszył redaktor Słowa Powszechnego [katolicki dziennik wydawany w latach 1947–1993 w Warszawie przez Stowarzyszenie „Pax”] Ryszard Kieraciński. To czego doświadczył na Ziemi Krasnobrodzkiej opisał w 99. numerze dziennika z 3 września 1978 r.

Redaktor nie domyślał się, że i on przeżyje w Krasnobrodzie niejedno podobne spotkanie… W wędrówce towarzyszyły mu słowa umieszczone na ścianie „kaplicy na wodzie”: „Idąc przez życie zostawiasz ślad. Czy drugi człowiek idąc twym śladem dojdzie do Boga?”. Wiele godzin spędził na rozmowach, starał się patrzeć jak najuważniej. Jednak nie wszystko, co zaobserwował, potrafił nazwać. Podzielił się jedynie kilkoma spostrzeżeniami.

Na peryferiach

Kieraciński wysiadł z autobusu w oddalonej o kilka kilometrów od kościoła, Jacni. Zrobił to przez przekorę. „Zwykle bowiem im dalej od centrum parafii, tym więź z nią jest luźniejsza.” Jednak, gdy zaczął rozmawiać z ludźmi, został zaskoczony. „Dowiedziałem się tak dużo o życiu tutejszego Kościoła, że późniejsze rozmowy, nawet z księżmi, na czele z proboszczem, kustoszem Sanktuarium, ks. Kazimierzem Wójtowiczem, były właściwie jedynie potwierdzeniem uzyskanych informacji.” Redaktor dowiedział się o ogromnym zaufaniu – duszpasterzy do wiernych i odwrotnie. Jedna z parafianek Weronika Monastyrska powiedziała: „Tu księża nigdy nie byli powodem zgorszenia.” Ks. Wójtowicz „Ściany plebanii, choć stare i grube, są ze szkła. Tu nigdy, nawet w czasie wielkich uroczystości i zjazdów duchowieństwa, nie podaje się alkoholu.” I nie chodzi tu wcale o propagowanie utopijnego modelu antyalkoholizmu, ale o obronę wielkiej wartości, jaką jest człowieczeństwo i godność ludzka. Gdy Kieraciński pytał proboszcza o to, ten zwrócił uwagę na „mądre stanowisko lokalnych władz, które wydały zakaz sprzedaży alkoholu w czasie uroczystości świeckich i kościelnych. Zniknęły więc punkty sprzedaży organizowane z takich okazji z wielką operatywnością przez straż i GS-y, nawet z odległych miejscowości. W ten sposób usunięto jedno ze źródeł zła, które się sieje wśród ludzi.”

Ten spokój

Redaktor Kieraciński przyglądał się pracy księży, dniom wypełnionym pracą i niezliczonym kontaktom z parafianami. „Nie zauważyłem ani jednej oznaki zniecierpliwienia, nawet w nieznacznym skrzywieniu ust, choć były takie momenty, gdy trzeba było odłożyć wszystko: rozpoczęty posiłek, przerwać rozmowę, by np. pospieszyć na wezwanie do chorego. Nie słyszałem nie znoszących sprzeciwu poleceń, ani w stosunkach między księżmi, ani w stosunku do kleryków, ani gdy ustalano przeróżne sprawy ze świecką częścią wspólnoty.” Był to ten rodzaj spokoju, w którym nawet przybysz z zewnątrz czuł się komfortowo. To dla redaktora był znak. Zresztą nie tylko dla niego. To samo odczucie przebijało się z licznych wypowiedzi, które dane było redaktorowi przeczytać w księgach pamiątkowych (m.in. w kaplicy św. Rocha). Pisali o tym także artyści występujący w sanktuarium. Stefania Wójtowicz napisała pod datą 10.07.1977 r.: „Przyjechałam tu po wzruszenie i za to dziękuję najprościej i najgłębiej jak mogę. Czasem zagubiona wśród koncertów na świecie, wspomnę najczulej kaplicę św. Rocha, uroczysko, które tkwić będzie we mnie i zaowocuje inspiracją artystyczną”. Koncerty, o których mowa były głównie organowe, organizowane w sezonie letnim. „Kościół posiada bowiem instrument średniej klasy koncertowej, elektronowy, wykonany przez firmę Z. Kamińskiego z Warszawy, najlepszy w diecezji. [Koncerty] ściągają słuchaczy z Zamościa i Tomaszowa. Można tu słuchać wykonawców z całego świata, nawet z tak odległego kontynentu jak Australia. Z polskich występowali tu m.in. prof. Feliks Rączkowski i prof. Romuald Sroczyński.” Z kolei Jerzy Rosiński z Kielc pod datą 18 czerwca 1978 r. napisał: „Niepowtarzalna atmosfera koncertu w kościele to podwójne przeżycie: muzyczne i duchowe, które w dzisiejszym tempie życia wpływa na słuchacza uspokajająco i skłania do kontemplacji nad własnym życiem.”

Zapomniane misteria

Redaktor Kieraciński wspominał, że koncerty organowe miały podbudowę w postaci tradycji muzycznych regionu, ujawniające się w innych formach życia religijnego: uroczystości dziękczynne za szczęśliwe zbiory (8 września) oraz zwyczaje związane ze świętami bożonarodzeniowymi. O tej pierwszej uroczystości i wieńcach dożynkowych pisały m.in. „Wiadomości diecezjalne lubelskie”. Wieńce gromadzono na specjalnej wystawie [niektóre można zobaczyć do dziś]. Z kolei drugi zwyczaj to specjalne misteria przygotowywane przez parafian bez udziału księży. „Odżyło dzięki temu zapomniane bogactwo kolęd, kantyczek i pastorałek, wśród których znajduje się wiele nigdzie nie zanotowanych. Najstarsi uczą tych najmłodszych. Każda wieś ma pół godziny na zaprezentowanie swego misterium bożonarodzeniowego po kolejnej niedzielnej mszy św. I tu wybucha całym swym bogactwem cała tradycja sztuki ludowej.” Zachowana została ciągłość życia religijnego związanego mocno z historią sanktuarium.

Odrobina historii

A ta w skrócie wyglądała tak: objawienie MB w 1642 r. choremu Jakubowi Ruszczykowi, postawienie w tym miejscu figury, którą niszczą wojska Chmielnickiego, odnalezienie cudownego obrazka (10×7 cm) Matki Boskiej i liczne cuda. To one ściągają do Krasnobrodu pielgrzymów. W miejsce figury, ordynatowa Katarzyna Zamoyska postawiła drewnianą kaplicę, umieszczono w niej cudowny obrazek. W 1664 r. Jan Zamoyski przekazał kaplicę oo. Dominikanom. Sława MB Krasnobrodzkiej rośnie w siłę (m.in. cudowne ocalenie Zamościa w czasie najazdu szwedzkiego). Leczniczym źródłom zawdzięcza swe uzdrowienie królowa Marysieńka Sobieska, która w podziękowaniu funduje drewniany kościółek, po jego spaleniu przez Tatarów, murowany według projektu Jana Michała Linka. Tarnowscy z kolei fundują klasztor. Po kasacie zakonu kościół przejmują księża diecezjalni. W czasie II wojny kościół zamieniono na magazyn zbożowy. W cudownym źródle Niemki prały bieliznę. Źródło przestało bić. Woda pojawiła się dopiero po wyzwoleniu… dla miejscowych to był znak – odwrócenie się Boga od najeźdźcy.

Stąd płyną powołania

Krasnobrodzka ziemia rodziła także liczne powołania zarówno wśród młodzieży żeńskiej, jak i męskiej. „Tylko po wojnie z tutejszej parafii wyszło 12 księży. W seminariach jest pięciu kleryków.” Kiedy Kieraciński zapytał proboszcza ks. Wójtowicza o źródła powołań, ten odpowiedział, że jest to „niewątpliwie wpływ łaski związanej z cudownym miejscem.” Ks. proboszcz podkreślał także fakt zdrowia moralnego tutejszych rodzin. W parafii oprócz ks. Wójtowicza pracowali w tym samym czasie także: ks. Franciszek Kamiński, ks. Henryk Nogalski i ks. Kazimierz Stelmaszczuk.

Opracowano na podstawie zbiorów Książnicy Zamojskiej.

Agnieszka Piela