Czy można opisać dzieje rodziny za pomocą sześciu zdjęć? Podjęła się tego redaktorka Cecylia Paszek w 52. numerze „Przyjaciółki” (23/30.12.1979 r.). Za pomocą kilku fotografii wyjętych z albumu rodzinnego rodziny Braneckich z Łabuniek Pierwszych (gm. Łabunie) opowiedziała „Sagę zdjęciami pisaną”.
Rodzina Braneckich przybyła na Zamojszczyznę z Moraw ok. 1852 roku. Miejscowi nazywali ich „Hanakami”. Pozwolono im osiedlić się na terenach spustoszonych przez zarazę. Dom, który wybudował Franciszek Branecki stoi nadal, w nim mieszkali jego potomkowie, na pewno jeszcze w 1979 r., kiedy powstawał reportaż. W domu tym, najprawdopodobniej najstarszym we wsi Łabuńki, wymieniono chłopską strzechę na modny wówczas eternit.
Poznajmy się
Pierwsze zdjęcie, które opisała red. Paszek jest sprzed wojny. Przedstawia sześcioosobową rodzinę Józefy i Jana Braneckich z dziećmi: Edwardem, Janem, Marianem i Marią. Rodzice siedzą, dzieci stoją. Ona Józefa – gładko uczesana w białej koszuli, on Jan – krótkie włosy, z małym wąsikiem, w białej koszuli, kamizelce, marynarce i spodniach wpuszczonych do wysokich butów… „Lubił konie, nosił burkę i niedużego wąsa. Dbał o porządek w obejściu”. Dzieci również odświętnie ubrane, każde w butach. Maria w sukience z białym kołnierzykiem, w prawej dłoni trzyma bukiet kwiatów, może były to dalie? „Dzieci też znały swoje obowiązki: jedno czyściło buty dla całej rodziny przed niedzielą, drugie dokładnie zamiatało w sobotę podwórko, inne układało pod ścianami porąbane drwa na zimę… Wszystkie na zmianę, jeszcze przed lekcjami, pasały krowy. W domu tym, choć niebiednym, wcale się nie przelewało. Każdy kłos pszenicy był ręcznie ze ścierniska zbierany. Metr pszenicy kosztował wtedy całe 17 zł. Zaś 30 zł miesięcznie płacił Jan za naukę syna Jana, w handlowej szkole w Zamościu. Chłopak był wytrwały; 7 lat chodził pieszo 8 km do Zamościa i z powrotem. Rower bowiem kosztował tyle, co dobra krowa.” Maria i Edward skończyli podstawówkę. Edward jako następca na gospodarce dokształcał się później w kółku rolniczym. Marian po wojnie skończył Wyższą Szkołę Handlową w Szczecinie i osiadł w Lublinie.
Ożenek
Najstarszy, trzydziestojednoletni Edward ożenił się zimą w 1942 r. Zimowy krajobraz wypełnia kolejne zdjęcie. Do ślubu pojechali saniami. Pan młody w kapeluszu, panna młoda, dwudziestodwuletnia Marta z domu Semczuk w solidnym palcie z welonem na głowie. Marta pochodziła z chłopskiej rodziny z Łabuniek. Młodzi zamieszkali w jednej z dwu izb w domu rodziców. Wkrótce zaczęło się wysiedlenie. Ich pierworodny, Jerzy, urodził się w obcej wsi.
Rządkiem
Do tego zdjęcia stanęło ich sześcioro, ponoć ustawiły się według wieku i wzrostu, oprócz najstarszego Jurka. Jerzy stanął za najmłodszymi dziećmi. Wszystkie dzieci Marty i Edwarda. Na fotografii oprócz niego są jeszcze: Tadeusz „ubrany w długą lnianą sukienczynę”, Gabrynia, Józia, Jadwisia i Marian. „Gdy najmłodszy skończy sześć lat, a najstarszy 18 – po długiej chorobie śmierć zabrała im ojca”. Jan Branecki – ich wielki autorytet. „Sam robił zakupy do domu, z ubraniami dziecięcymi i dodatkami do ciast włącznie. I zawsze dopilnowywał, by dzieci sprawiedliwie dzieliły między siebie przywiezione miejskie łakocie”.
Portret
Kolejne zdjęcie przedstawia portret ślubny Jerzego Braneckiego z Zofią Wolską. „Młodziutka blondyneczka z grzywką i kędzierzawy szczupły szatyn”. Młodzi nie otrzymali osobnej izby. W jednym pokoiku mieszkała Józefa Branecka, w drugim osiem osób. „Dwie rodziny: pięcioro młodych Braneckich, nowo poślubieni i ich teściowa. Jak żyli? Ano tak, że do dziś są wszyscy w zgodzie.” Gdy urodził im się syn na kilka lat przenieśli się do starej chałupki obok. Gdy ta się rozpadła, wrócili do domu rodzinnego Jerzego. Po śmierci ojca Jerzy przejął gospodarstwo. „Od mądrej rady byli stryjowie, a od pomocy w domu i na polu nikt z rodzeństwa się nie wykręcał. Siostry szły w pole zaraz po lekcjach, każde wakacje spędzały w domu na żniwach.” Rodzeństwo Jerzego skończyło szkoły i podjęło pracę w zawodzie (Gabriela technikum ekonomiczne, Józefa liceum pedagogiczne i studium nauczycielskie, Jadwiga pracowała jako pielęgniarka, Marian był absolwentem mechanika a Tadeusz technikum ogrodniczego).
Długie sukienki
Zespół śpiewaczy, kobiecy, w długich sukniach w kwiaty – to przedostatnie zdjęcie. W samym środku kobiet – 13 lat starsza Zofia Branecka. Na jej kreację poszło 3,5 metra materiału. Za wszystkie suknie zapłaciła Ochotnicza Straż Pożarna w Łabuńkach. W sumie 4800 zł. Była to dotacja. Podziękowanie za to, że kobiety są i im pomagają. Jerzy jest wówczas sekretarzem w zarządzie straży. Jest też sołtysem wsi, radnym, sekretarzem koła ZSL i ławnikiem. Wiele spraw za sołtysa załatwia Zofia – „wystawia świadectwa, załatwia sprawy podatkowe, wydaje bony na cukier.”
Najmłodsi
Ostatnie, szóste zdjęcie przedstawia najmłodszego, pięcioletniego Mariusza [Prezes Gminnego Związku OSP]. „Mały blondynek z aksamitką zawiązaną na szyi na tle odświętnego tłumu widzów.” Były to dożynki. Mariusz recytował wiersz specjalnie napisany na tę okazję przez Amelię Petrykową „…Polska to ci ludzie, którzy tutaj stoją, którzy podziwiają deklamacje moją”. Jego tata Jerzy prowadził uroczystość, a mama śpiewała. Mariusz ma starszego brata Artura [Artur Edward Branecki – wieloletni radny i przewodniczący gminy Łabunie] i siostrę Bożenę. „Artkowi, jako najstarszemu, rodzice nieraz powierzali odpowiedzialność za rodzeństwo. Pilnował wtedy i zabawiał młodszych. Raz nawet obciął Bożence włosy. Nierówno, bo nierówno… Robi drobne domowe zakupy. Posługując się mikserem potrafi upiec nieskomplikowane biszkoptowe ciasto! Do Bożenki należy zmywanie. Ale ciasto też upiecze. I nigdy nie zapomni, by takie samo otrzymała babcia”.
Dziś historia rodziny Braneckich pisze się dalej. A o „Hanakach” przybyłych w te strony wspomina osobna książka „Morawianie w dobrach Łabuńki Teofili z Grzębskich Karnickiej” wydana przez Bibliotekę Publiczną Gminy Łabunie im. Aleksandra Szeptyckiego. Jej autorką jest Agnieszka Szykuła-Żygawska, dyrektor biblioteki.
Książka dostępna jest w Czytelni Regionalnej, a tekst opracowano na podstawie zasobów Książnicy Zamojskiej.
Agnieszka Piela