Kiedy brakuje słów by opisać Zamość  

Maria Dąbrowska urodziła się 6 października 1889 roku w Russowie. Pięciokrotnie była nominowana do Nagrody Nobla. Należy do licznego grona Ludzi pióra, którzy odwiedzili Zamość i zanotowali ów fakt w swoich notatnikach.

Opis podróży Marii Dąbrowskiej po Lubelszczyźnie został opublikowany w „Bluszczu”, nr 31 z 1 sierpnia 1925 roku. W Szczebrzeszynie stanęliśmy w rynku na popas. Rynek był zabrudzony końskimi odchodami i pachniał stajnią. Napiliśmy się niedobrego piwa w małej piwiarni. Dwa piękne kościoły tego miasta grzały się w słońcu, owinięte błyszczącym szafirem nieba. Małe domki mają podcienia, wsparte na prostowatych drągach. Były to akurat żydowskie, tak zwane, Zielone  Świątki. W żydowskich domach modlitwy i w synagodze okna były pootwierane. Wszędzie było widać nieprawdopodobne ilości Żydów, pookrywanych rytualnymi ręcznikami. W całem miasteczku brzmi śpiew męczący, wyglądający na kłótnię z Bogiem. Ten śpiew, postacie w czarno-białych tałesach, świece pozapalane, upał, od którego ziemia była gorąca, wszystko razem wyglądało trochę na jakiś rysunek sceny z Małej Azji czy Afryki. W mieście tem był kiedyś ośrodek postępu, kultury i oświaty, drugi na Małopolskę po Zamościu. Do Zamościa jedzie się szosą, która jest wybrukowana we wzorzystą kostkę Świszcz mówi, że jak na tej szosie rzucić piłkę, to kilka kilometrów poleci .To prawda, ale nasz wózek nie ma resorów, ani gum. Toteż jedziemy odtąd 24 wiorsty w piekielnym trzasku i hałasie. Koło Zamojskiej szosy leży najpiękniejsze przedmieście Szczebrzeszyna. Tam znajduje się Magistrat i seminarjum nauczycielskie. Teraz do samego Zamościa rozpościerają się koło szosy równe pola, dobrze obsiane i pięknie rodzące. Jest już pszenica, są buraki. Mijamy wieś Wielączę i olbrzymią cukrownię w Klemensowie. Zamość widać już z odległości dziesięciu kilometrów. Leży na nieco falistych polach, jak broszka z pereł i koralu na złoto-zielono-szafirowym pasiaku. Z bliska okazał się jeszcze piękniejszy, okazał się tak piękny, że nie umiem słowami wyjawić jego uroku.
W Polsce jest mało ludzi, kochających piękno, skoro to miasto nie jest celem wycieczek i artystycznych pielgrzymek. Nie zawarte w spisach oficjalnych piękności naszego kraju, jest jedną z najczarowniejszych jego miejscowości. Jest to miasto małe, jak dłoń – całe wybrukowane w równiutką kostkę kamienną, oświetlone elektrycznością i zabudowane ślicznymi starożytnymi domami – zachwycała się autorka Nocy i Dni. Zachwycamy i my!

Z pamiętnika Ewy z Wendorffów Felińskiej

Większość z nas daje wiarę słowu pisanemu. Trudno nie wierzyć w nic. Obraz Zamościa i życia codziennego jego mieszkańców poznajemy niekiedy na podstawie prywatnych zapisków – dzienników, pamiętników.

O Zamościu z lat 1810-1812 dowiadujemy się z Pamiętników Ewy z Wendorffów Felińskiej (1793-1859), działaczki niepodległościowej w latach 1833-1839, zesłanej na Syberię za działalność w Stowarzyszeniu Ludu Polskiego Szymona Konarskiego, autorki powieści obyczajowych. Pamiętnik opublikowano w Wilnie w 1859 roku. Autorka relacjonuje tam swój niemal czteromiesięczny pobyt w Zamościu od września do grudnia 1812 roku.

Ewa Felińska przybyła do Zamościa z mężem i synem z Wojutyna poprzez Włodzimierz Wołyński jesienią 1812 roku.  (…) Żywność w Zamościu była drogą w miarę cen do jakich przywykliśmy po wsiach, kiedy u nas funt dobrego mięsa wołowego płacił się po dwa grosze i pół, tam musieliśmy płacić funt po groszy sześć (…). Kwartę mleka słodkiego groszy 10, krupek drobnych groszy 12. Te ceny zaczęły się jeszcze podnosić, kiedy poczęto głośno mówić o bliskiem oblężeniu twierdzy. W miarę upływu czasu i szybko nastającej pory zimowej, także i opał stawał się trudny do zdobycia w Zamościu po rozsądnej cenie: Co się tyczy materialnej części życia (…) nasze mieszkanie (…) nad wyraz było zimne. Mury nieopalone regularnie nasiąkły zimnem i wilgocią i nie dawały ogrzać się łatwo, szczególnie przy tęgiej zimie, jaką mieliśmy w 1812 roku. Do tego drwa w Zamościu były tej zimy bardzo drogie, gdyż każdy z mieszkańców spodziewając się oblężenia, starał się zrobić zapas na czas, kiedy dowozu nie będzie. Nasze zaś fundusze nie pozwalały wiele pieniędzy puszczać z dymem.

Autorka pamiętnika przekazuje także informacje o wydarzeniach, których była świadkiem. zanotowała np.: Komendantem twierdzy Zamościa w roku 1812 był jenerał Hauke. Nigdy nie zapomnę uroczystości, z jaką obchodzona była w Zamościu rocznica Koronacyi Napoleona. Była to dla mnie nowość i zapewne tak silne zrobiła wrażenie. Działo się to jak mi się zdaje dnia 2 XII. Huk dział z fortecy ogłosił od rana miastu uroczystość. Przed południem wojsko w całej paradzie pociągnęło ku kościołowi. Z uderzeniem w dzwony i ja też przyznać się, więcej powodowana ciekawością jak nabożeństwem, udałam się do kościoła i zajęłam miejsce tak, aby można widzieć i słyszeć wszystko. (..) Ale kiedy przy odgłosie muzyki wojennej rozpoczęła się celebracja, kiedy stosownie do różnych części mszy, po głośnej komendzie jenerała, wojsko wzięło udział, to padając na kolana jakby jeden człowiek, z ugiętem czołem; to powtarzając z dobytym pałaszem: kiedy bębny połączyły się z hukiem armat i tysiąc piersi wydały jeden okrzyk, jedną modlitwę do Boga, wówczas zamiast dziecinnej ciekawości, rozbudziło się w duszy uczucie, wzniosłe, nieopisane.(…). W tem nastrojeniu duszy pojęłam szczytność i znaczenie mszy obozowej przed rozpoczęciem potyczki wobec obrazu bliskiej śmierci, kiedy człowiek ocenia marność swojej siły, swoich środków i rzuca się w objęcia siły niewiadomej, ale której moc niewidzialną przeczuwa serce jego. Poszłam do kościoła gnana ciekawością wyszłam bardzo wzruszoną.
Nie pozostaje nam nic innego, jak zaapelować do Państwa – Piszcie pamiętniki – i… samemu chwycić za pióro.