„W wieku ośmiu lat już nie miałem wątpliwości, że chciałbym być artystą – malarzem albo rzeźbiarzem”. – tak mówił w 1978 r. o sobie Jan Bulewicz z Pracowni Konserwacji Zabytków w Zamościu. Zanotowała te słowa redaktor Ewa Olbrych w tekście z cyklu „Przedstawiamy” w lubelskim magazynie Sztandaru Ludu (nr 212, z 16 -17.09.1978 r.).
Jan Bolesław Bulewicz urodził się w 1950 r. w Tomaszowie Lubelskim (zm. 2016 r.). Swoją przygodę artystyczną zaczął od wyboru szkoły średniej – zamojskiego Liceum Sztuk Plastycznych. Tam próbował swoich sił w malarstwie, grafice, rzeźbie i metaloplastyce. Jednak nie był nigdy do końca z siebie zadowolony, stąd decyzja o zaniechaniu dalszych studiów i podjęciu pracy bezpośrednio po skończeniu szkoły. W 1970 r. podjął pracę jako sztukator w Pracowniach Konserwacji Zabytków. Ukończył roczny kurs kamieniarski w pracowni kamieniarskiej przy krakowskich PKZ. „Jadąc do Krakowa nie miałem pojęcia o kamieniu, jego rodzajach i fizycznych właściwościach. Każdy gatunek kamienia wymaga innego podejścia. Po rocznej praktyce mogłem rozpocząć pracę w nowym zawodzie – kamieniarz”. Nauka w liceum plastycznym dała mu wyczucie bryły i przestrzeni. Chrzest bojowy przeszedł przy odtwarzaniu zabytkowych portali kamienic na placu Mickiewicza (obec. Rynek Wielki).
Jan Bulewicz pracował m.in. w Krakowie przy renowacji ulic Kanonicznej i Jana, przy pałacyku w Młoszowej, na zamku w Książu i Lublinie, przy pałacu Czartoryskich w Puławach, renowacji greckiego domku w Nałęczowie i Wieży Ariańskiej w Wojciechowie. Nabyte doświadczenie wykorzystał przy renowacji renesansowego Zamościa. Pracował z kamieniarzem Stanisławem Wężykiem. Zespół zamojskich PKZ, gdy Bulewicz zaczynał pracę liczył 30 osób, osiem lat później ponad 300. Jan Bulewicz wraz z małżonką Joanną (absolwentką Liceum Plastycznego, pracownikiem PKZ, renowatorem zabytków) i wówczas trzyletnim synem Tomaszem (obec. konserwator zabytków) otrzymali mieszkanie na zamojskiej starówce. „Fakt otrzymania mieszkania związał mnie jeszcze mocniej z firmą”.
Praca zawodowa, społeczna (członek ZSMP i rady zakładowej) i rodzinne obowiązki nie pochłaniały jednak w całości Jana Bulewicza. Znajdował czas na pasje twórcze oraz czytanie, szczególnie interesował się historią sztuki i historią cywilizacji. Zgromadził bogate zbiory literatury poświęcone tym dwóm dziedzinom. Ale to nie wszystkie pasje artysty. Redaktorka Olbrych skłoniła Bulewicza do wyznania, że bardzo lubi…szyć. O wyjawieniu tego sekretu ponoć zdecydował argument, że wybitni dyktatorzy mody to wyłącznie mężczyźni. Jan Bulewicz mimo spracowanych rąk tworzył kreacje dla swojej żony i synka.
Jan Bulewicz nie żałował swojej decyzji. Powtarzał, że lubi swój zawód „Lepiej być dobrym rzemieślnikiem, niż przeciętnym artystą”. Dyrektor PKZ Zdzisław Drankowski zapytany przez dziennikarkę o Bulewicza, powiedział: „Jan Bulewicz łączy bardzo dobrze obydwa zawody – jest solidnym rzemieślnikiem – artystą.”
Jan Bulewicz w późniejszych latach pracował także w Poczdamie, Brühl i Aachen. Nadzorował także m.in. w 1993 roku przeniesienie nagrobka Olgi Krawczuk z cmentarza grekokatolickiego w Oserdowie (gm. Ulhówek) pod kościół parafialny w Machnówku.
Od 2016 r. rodzina Bulewiczów przyznaje stypendium jego imienia. Otrzymują je co roku uczniowie Państwowego Liceum Sztuk Plastycznych im. B. Morando w Zamościu wyróżniający się w dziedzinie rzeźby.
Opracowano na podstawie zbiorów Książnicy Zamojskiej
Agnieszka Piela