Marian Brandys urodził się 25 stycznia 1912 roku w Wiesbaden, zmarł 20 listopada 1998 roku w Warszawie. Polski prozaik, reportażysta. W czasie kampanii wrześniowej walczył w szeregach 180 pułku piechoty należącego do 50 Dywizji Piechoty. 6 października, po zakończeniu bitwy pod Kockiem, dostał się do niemieckiej niewoli w Woli Gułowskiej. W latach 1939–1945 przebywał kolejno w Oflagu IV C Colditz, Oflagu II A Prenzlau, Stalagu II B i od 12 września 1940 w Oflagu II C Woldenberg.

Po wojnie pracował jako dziennikarz, m.in. jako reporter i publicysta tygodnika „Świat”. Był członkiem Stowarzyszenia Pisarzy Polskich oraz Polskiego PEN Clubu. 20 sierpnia 1980 roku podpisał apel 64 uczonych, pisarzy i publicystów do władz komunistycznych o podjęcie dialogu ze strajkującymi robotnikami.

W zbiorze O królach i kapuście znajdujemy reportaż Starzy ludzie z Zamościa. Wielkie to miasto i wielcy jego mieszkańcy. Warto zajrzeć do tekstu Brandysa. Jego zdaniem Zamość każdym fragmentem swojej przepięknej architektury pochwala inicjatywę wielkiego hetmana  i do dziś wyciąga z nie praktyczne korzyści. Trudno się z tą obserwacją nie zgodzić, zwłaszcza, że owe „do dziś” z końca lat 50. XX wieku aktualne jest już druga dekadę wieku XXI. Poza zasługami Zamoyskiego dostrzega autor wkład inżyniera Tadeusza Zaręby w „utrzymanie” miasta. Z jego inicjatywy i pod jego kierunkiem przeprowadzono dwa razy odnowienie Zamościa: po raz pierwszy przed wojną, w roku 1937, po raz drugi w latach ostatnich. (…) Jego plany odnowy przeszły przez miasto jak trzęsienie ziemi. Wspomina profesora Stefana Milera, dzięki któremu Zamość jest jedynym miastem powiatowym, które posiada własny ogród zoologiczny. Historia jego powstania czyni z niego osobliwość nie w skali powiatu, lecz w skali światowej.
Zagląda Brandys do pobliskich Chomęcisk Małych, dziesięć kilometrów od Zamościa, gdzie w dużej drewnianej sali, wylepionej starymi plakatami, odbywa swe próby koncertowe najdziwniejsza orkiestra w Polsce. Po ojcu Karolu Namysłowskim przejął batutę zespołu syn Stanisław, dyrygent i skrzypek wirtuoz.  (…) ten blisko osiemdziesięcioletni artysta – który niegdyś dla dyrygowania chłopską orkiestrą odrzucił propozycję objęcia praskiej filharmonii – musiał być za młodu nie lada światowcem.
Ostatniego dnia autor Końca świata szwoleżerów objeżdżał Zamość dorożką. Wysiadaliśmy często – ja i dorożkarz, który odgrywał rolę przewodnika. Moja walizka i aparat fotograficzny pozostawały w dorożce. Za każdym razem dorożkarz mnie uspokajał: „Niech pasażer się nie denerwuje, u nas nie kradną. Takie już miasto.” I rzeczywiście, w Zamościu nie kradną. Nie kradną także w Krasnymstawie, ani w Biłgoraju, ani w Tomaszowie Lubelskim. W Lublinie już jest z tym nieco gorzej, ale też można jeszcze wytrzymać. Takiej już województwo!

A gdyby tak współczesnych starych ludzi z Zamościa odszukać i wspomnieć, to któżby to był…